Problemy z cerą i mój sposób na ich zwalczanie.

Problemy z cerą i mój sposób na ich zwalczanie.

Jakiś czas temu miałam problemy z cerą. Nie były one wielkie, ale jak dla każdej kobiety stanowiły problem. Próbowałam wielu sposobów żeby zwalczyć każdą kolejną krostę i koniec końców udało się. 
Dzisiaj jednak problem jest podobny. Poniekąd z mojej winy ponieważ przestałam zwracać większą uwagę na pielęgnacje twarzy i skupiłam się raczej na "powierzchowności" jej wyglądu.;/
Z racji tego, że już przechodziłam przygodę z każdym pryszczem, a każdą tą przygodę muszę przejść jeszcze raz, postanowiłam przedstawić Ci swoje sprawdzone sposoby. Może coś przyda się i Tobie?

Dla mnie fundamentem działania jest działanie od wewnątrz. Każdy problem zaczyna się w "środku"czegoś, a sprawy cery nie są wyjątkiem. Za radą znajomej sięgnęłam po czystek.
Działanie ziół jest potwierdzone od dawna, ale w przypadku czystka zaskoczyła mnie szybkość i przede wszystkim skuteczność działania.
Po początkowym stosowaniu szczerze trochę się przeraziłam z powodu zwiększonej ilości syfów na twarzy. Jak większość ludzi zasięgnęłam rady w internecie i dowiedziałam się, że to normalne początkowe działanie. Trzeba to przeżyć żeby działanie było skuteczne. Nie każdy reaguje tak samo, ale jeśli i Tobie się zdarzy to pamiętaj, że to naturalne. Dzieje się tak dlatego, że nasz organizm pod wpływem składników ziółka pozbywa się tego czego pozbyć się musi. Dalsze picie zioła skutkuje niemal brakiem niedoskonałości.
Ja osobiście kończę dzień naparem, są też tacy którzy go nim zaczynają. Mogę też dodać, że czystek jest czymś czego nie da się przedawkować w użyciu, ale z tego co mi wiadomo dobrze jest pić najwyżej dwie szklanki dziennie (ja piję jedną i jest ok). Jeśli chcesz zwiększyć skuteczność bądź nie lubisz specyficznego smaku tego napoju - możesz również przemywać twarz wacikiem zamoczonym w naparze. Działanie również jest widoczne, ale raczej nie aż tak.
Wpis jest o problemach z cerą i tak przedstawiam stosowanie naparu. Jednak czystek ogólnie chroni organizm i oczyszcza go z toksyn, ma działanie bakteriobójcze i przeciwwirusowe.
Przesyłam link do rozszerzonego działania ziółka. Kliknij tutaj


 Kolejną rzeczą bez której się (jak dla mnie) nie obejdzie jest maść cynkowa ( za ok 3zł!)
Jeśli już coś wyskoczy, a nie daj Bóg postanowisz to rozdrapać koniecznie miej ją pod ręką. Jak dla mnie ma świetne i przede wszystkim szybkie działanie. Krosty jak krosty, ale u mnie oprócz tego w przeziębieniu pojawia się opryszczka. Jeśli czuje, że coś ma zamiar wyskoczyć mi na ustach - od razu smaruję 'podejrzane' miejsce. W efekcie działanie maści powstrzymuje cokolwiek zanim to wyjdzie na wierzch. Działanie na krosty - jak możesz się domyślić - jest podobne. Nie stosuję, żadnej cebuli, nie przemywam polopiryną, nie nakładam soku z cytryny na 'uszkodzone' miejsce. Smaruję maścią cynkową i wiem, że będzie ok.
Co do stosowania maści to nie wchłania się ona jak w przypadku niektórych preparatów. Także polecam ją raczej wetrzeć niż nałożyć. Więcej w tym przypadku nie oznacza lepiej także weź mniejszą ilość i wsmaruj, a działanie i tak zobaczysz.


Ważne równie mocno jak picie wody jest stosowanie kremu. Woda nawilży od wewnątrz (chociaż ja często zapominam o dostarczaniu jej w odpowiedniej ilości mojego organizmu), a krem na zewnątrz.
Kremem, który stosuję  jest o ten:
|
i jak wszystko w tym wpisie Polecam! Ja osobiście cenię go za to, że jest dostosowany do mojej skóry i nie powoduje (jak w większości innych kremów) uczulenia. Poza tym jest mega wydajny - dla mnie jedno pudełeczko wystarcza na około 4 miesiące, może nawet więcej. Nie jest też drogi bo kosztuje 10zł. Ja zawsze lecę na przeceny do hebe i tam kupuję go za zaledwie 5zł. Wydać tyle na krem mający wystarczyć na aż tak długo to bajka.
Poza niską ceną, brakiem uczulenia i wydajnością jego zaletą jest kojące działanie. Naprawdę.
Szybko się wchłania i przyśpiesza gojenie się niechcianych krostek. Jak dla mnie rewelka, serio.
Z resztą pomijając krem do twarzy to ogólnie produkty firmy Green Pharmacy są świetne tyle, że niektóre w kwestii kosztów wypadają gorzej, za to skuteczność mają tak samo dobrą.


Wpis nie będzie długi jak widzicie, ponieważ chcę pokazać w nim tylko to co sama sprawdziłam. Jak dla mnie wszystko to wystarczy. Oprócz tego czasem stosuję maseczki zwężające pory (polecam z te z firmy avon) czy wygładzające (polecam te z firmy ziaja). Peeling również jest nieodłączny i również staram się go stosować.
Pamiętaj, żeby mniej więcej rozpracować czego bardziej potrzebujesz, czego mniej. To co wymieniłam można stosować razem chyba, że chodzi o maść - tutaj raczej poczekaj aż krem się wchłonie (przynajmniej ja tak robię :D)


Pielęgnacja twarzy jest bardzo ważnym elementem - to taka wyjściowa część ciała przecież!
Jak dla mnie nieporozumieniem jest zatykanie niedoskonałości podkładem zamiast walki z nimi. Dlatego zachęcam do czasowej rezygnacji podczas opisanej przeze mnie 'kuracji' <jakie to profesjonalne>. Na swoim przykładzie mogę potwierdzić skuteczność działania dlatego proponuję na ten czas po prostu rozstać się z dużą ilością tapety.
Poza tym zadbaj o to, aby zwrócić uwagę co jest przyczyną wyskakiwania krostek. Może podkład, miesiączka? Po szkoleniu firmy avon, zaczęłam sprawdzać każdy krem i podkład, który chcę zastosować smarując nim okolice za uchem. Jeśli za uchem nic nie wyskoczy to na twarzy również! :P

A może i Ty masz jakieś sposoby na walkę z niedoskonałościami? Podziel się nimi w komentarzu!
Pozdrawiam.:)
Cztery książki, które warto przeczytać.

Cztery książki, które warto przeczytać.

Dłuższa przerwa świąteczna, na zewnątrz mroźno więc spacerek odpada. Jedyne czego Ci trzeba to odmóżdżenia po świątecznej gonitwie oraz odpoczynku przed zbliżającą się pracą i szkołą. Tam zawsze po urlopie zjawić się trzeba. Chcę przyczynić się do tego, aby miło upłynęło Wam to kilka dni wolności i przygotowałam dla Was, krótki wpis z być może przydatną listą książek, które przeczytać
polecam! Zaczynamy. ;)


"Szklany zamek" - Jeannette Walls
Książka, którą czytałam w zeszłe święta to lektura, która szczerze skradła moje serduszko <3.
Jest genialna i moim zdaniem jeśli ktoś uważnie czyta może wyciągnąć z niej wiele wniosków.
Powieść opowiada o trudnym dzieciństwie rodzeństwa, które cierpi z winy własnych rodziców. Ciągła zmiana miejsca zamieszkania, szkoły i środowiska odciskają znamię na dalszym życiu każdego z dzieci. Ponadto specyficzne podejście do życia, które praktykują rodzice nic, a nic nie pomaga w odnalezieniu się rodzeństwa w dorosłości.

"Wstydziłam się tego, kim byłam w dzieciństwie. Już w Welch nie przyznawałam się koleżankom, gdzie mieszkamy, bo gdy tylko dzieci dowiadywały się, że mieszkam w ruderze, przychodziły rzucać kamieniami w dom i wyzywały nas od śmieci.

Pewien mój przyjaciel powiedział mi kiedyś: ''Tajemnice są jak wampiry. Wysysają z ciebie życie, ale mogą żyć tylko w ciemności. Kiedy wystawisz je na światło dzienne, przez moment to horror, ale potem tracą swoją moc''. Święta prawda! Nie głód. I nie zimno. Największym problemem biednych jest wstyd. I ja za naszą rodzinę się wstydziłam."



"Syndrom czerwonej hulajnogi" - Mirka Jaworska
Kolejna warta szczerego polecenia książka o szczerej miłości do dziecka. Chłopiec nie jest jak inne dzieci, problemem dla niego i jego rodziny staje się autyzm, który jak na tamte czasy jest wielką tajemnicą dla lekarzy. W konsekwencji rodzina zostaje sama i stara się jak może stawić czoła chorobie Michała.
Jest to autobiograficzna powieść z naprawdę mocną dawką pozytywnej energii. Pokazuje, że da się żyć ze wszystkim i pomimo wszystko. ;')

"Chemia Śmierci" - Simon Beckett
Jest to pierwsza książka Beckett'a, którą czytałam, a mam za sobą już wszystkie i wszystkie równie mocno polecam. Ten tytuł podałam, że tak powiem - symbolicznie.
Czytając którąkolwiek książkę tego autora nigdy aż do końca nie możesz rozgryźć kto i gdzie zawinił. Facet super pisze i potrafi wzbudzić zainteresowanie już na pierwszej stronie. Streszczać ani tej ani żadnej innej jego książki nie będę bo nie da się tego zrobić.
Jeśli przemawiają do Ciebie thriller'y to sięgnij do "Chemię Śmierci" i przygodę z Beckett'em masz gwarantowaną!

"Ciało ludzkie zaczyna się rozkładać cztery minuty po śmierci. Coś co kiedyś było siedliskiem życia, przechodzi teraz ostatnią metamorfozę. Zaczyna trawić samo siebie. Komórki rozpuszczają się od środka. Tkanki zmieniają się w ciecz, potem w gaz. Już martwe, ciało staje się stołem biesiadnym dla innych organizmów. Najpierw dla bakterii, potem dla owadów. Dla much. Muchy składają jaja, z jaj wylegają się larwy. Larwy zjadają bogatą w składniki pokarmową pożywkę, następnie emigrują. Opuszczają ciało w składnym szyku, w zwartym pochodzie, który podąża zawsze na południe. Czasem na południowy wschód lub południowy zachód, ale nigdy nie na północ. Nikt nie wie dlaczego.

Do tego czasu zawarte w mięśniach białko zdążyło się już rozłożyć, wytwarzając silnie stężony chemiczny roztwór. Zabójczy dla roślinności, niszczy trawę, w której pełzną larwy, tworząc swoistą pępowinę śmierci ciągnącą się aż do miejsca, skąd wyszły. W sprzyjających warunkach – na przykład w dni suche i gorące, bezdeszczowe – pępowina ta, ten pochód tłustych, żółtych, rozedrganych jak w tańcu czerwi, może mieć wiele metrów długości. Jest to widok ciekawy, a dla człowieka z natury ciekawskiego cóż może być bardziej naturalne niż chęć zbadania źródła tego zjawiska?"



"Szczęściarz" - Nicholas Sparks 
Sparks'a kocham równie mocno jak Beckett'a. Jak w poprzednim przypadku wszystkie książki tego autora mam za sobą (a gatunki tak bardzo różne). Najbardziej jednak pokochałam "Szczęściarza" i to do tej powieści zachęcę tym razem.<3
Logan Thibault służył w Iraku. Podczas ćwiczeń na pustyni znalazł fotografię nieznajomej kobiety.Po śmierci swojego przyjaciela bohater zamierza odszukać kobietę ze zdjęcia, która jak sądzi przyniosła mu szczęście. 



"czasem rzeczy najzwyklejsze - kiedy się je dzieli z właściwymi ludźmi - bywają niezwykłe"


Jeśli możecie polecić mi jeszcze coś wartego przeczytania to poproszę.
Lecę jeść dalej i Wy też odpocznijcie od internetu. Pozdrawiam! :)
Szopka postanowień noworocznych.

Szopka postanowień noworocznych.

Grudzień. Dwudziesty drugi dzień miesiąca. To ten dzień, w którym się zaczyna, ewentualnie już trwa ta gonitwa za perfekcyjnym wystrojem, najlepszym ciastem i dobrym smakiem potraw na stole ma się rozumieć. Zostało zaledwie troszkę czasu, aby wszystko przygotować, pięknie się wystroić, w radiu wysłuchać stu pomysłów na spóźniony prezent gwiazdkowy, na blogach zachęcać do postanowień noworocznych. Dwudziesty drugi to już ta druga połowa. Jeszcze dwa tygodnie i na instagramach możemy napisać "new year, new me, new life", jeszcze dwa i możemy zabrać się do realizacji nowego życia
Ja tego nie praktykuję. Serio. Postanowienia noworoczne według mnie mają swoje granice. Nie mam nic do ogółu postanowień, raczej irytują mnie te, w których masz stać się inną osobą, Twoje życie już 1 stycznia diametralnie ma się zmienić, a na instagramie ogłosisz, że od teraz wszystko nowe i sratatata.
Nie wierzę też w to, że od nowego roku zaczniesz ćwiczyć. Tzn., nie wierzę w to, że to ten nadchodzący 2017r, sprawi, że zaczniesz. Myślę, że gdybyś szczerze tego pragnęła jakieś pół roku wcześniej to zaczęłabyś śmiało i nie czekała na 1 styczeń. Przecież jeśli ktoś czegoś bardzo chce to nie potrzebuje poniedziałku, początku nowego miesiąca i roku żeby zacząć. Problem w tym, że

Myślisz, że trzeba wejść na wyznaczoną linię startu.
Uważasz, że dobrym momentem, żeby zacząć coś na nowo jest coś nowego, ale nie musisz czekać.
Każdy dzień roku będzie dobrym czasem, aby coś zmienić.
Zbyt wielu ludzi daje się ponieść i pozornie myśli, że nowa data zmieni jego życie. Planując zmiany od czegoś co samo się zmienia podświadomie liczymy na to, że nasze życie również zmieni się samo.
No, ale tak nie jest. Rzadko się zdarza, że zmiany zachodzą na pstryknięcie palca (chyba, że jest to zmiana fryzury, czy skarpetek). Nowy rok będzie miał 365dni, a Ty i tak obrót swojego życia o 180 stopni będziesz chciał dostrzec już w pierwszym tygodniu, bo przecież nowy rok, bo przecież miało być inaczej.
Inaczej może być zawsze, a Ty nie musisz czekać na kolejny rok. Jest dwudziesty drugi grudnia. Może już dzisiaj od czegoś zaczniesz?

Jak ja to widzę?Otóż mniej więcej w ten sposób.
Po pierwsze widzę koniec roku i staram się najpierw dopinać wszystko, aby świeżo wejść w coś nowego, no wiecie - jak już coś kończyć to skończyć sprawy z tym związane. Zrobiłam nawet listę co i jak skończyć, co kupić, co oddać.
Po drugie nie robię listy nowego życia na nowy rok, raczej myślę o tym ogólnikowo. Mogę np. założyć, że ten rok będzie przełomowy bo wiem, że taki będzie. Czeka mnie mnóstwo nowych rzeczy, wyzwań i decyzji tak więc słowo przełomowy to pewniak, nie rzucone na wiatr postanowienie noworoczne.
Po trzecie nie planuję rzeczy nierealnych. Nie postanawiam, że od pierwszego stycznia będę milsza. Nie mówię głośno o tym, że nowe życie zacznie się wraz z 2017. Nie zakładam, że od stycznia ruszę z dietą i ćwiczeniami. Nie postanawiam, że będę jeść mniej słodyczy. Nie twierdzę, że będę czytać więcej książek. Nie podkreślam, że będę uczyć się mniej, ewentualnie więcej. Nie mam w planach picia większej ilości wody. Nie chcę dodawać nowej zakładki na blogu. Nie postanowię sobie, że przestanę plotkować.
Przeczytasz i pomyślisz, że coś jest ze mną nie tak, że przecież takie rzeczy powinno się zmieniać, ulepszać - Też tak uważam. Ale uważam też, że niektóre są za duże, żeby dodać je do postanowień. Większość postanowień, które ludzie dopisują do swojej listy to sprawy duchowe, a takie nie powinny znajdować się na liście postanowień noworocznych. Tego typu rzeczy wymagają czasu i szczerych chęci, nie badziewnego założenia, że od nowego roku to... 
Spraw błahych, takich jak większa ilość przeczytanych książek i zwiększony czas nauki również na hop nie zmienisz. Te rzeczy są ruchome, zależą od Twojego czasu i trybu życia.


Skończmy z szopką postanowień noworocznych
i zacznijmy zmieniać siebie już teraz.
Już teraz rozważ dlaczego, po co i w jakim celu coś robisz nie tak. Dokładnie to przemyśl i zacznij zmiany od dzisiaj. Nie od startu ustalonego przez kalendarz. Nie traktuj zmian jako obowiązek idący w parze z kolejnym rokiem. 

Traktuj zmiany jako pracę nad sobą i działaj już dzisiaj, dwudziestego drugiego grudnia.

Wesołych Świąt!
Patrycja.;)

Kilka zasad skutecznego oszczędzania.

Kilka zasad skutecznego oszczędzania.

Dzisiaj przybywam z lekkim wpisem, takim, na który mój czas pozwala. Czasu nie ma zbyt wiele więc ciągle uczę się go oszczędzać. O tym, jak dobrze gospodarować większością rzeczy uczymy się całe życie. Wbrew pozorom oszczędnym nie trzeba się rodzić, oszczędności  się szuka, odkłada, z nich się korzysta, oszczędności się powiela. Więc tak samo jak oszczędzam czas, oszczędzam też pieniądze, chociaż w moim wypadku chyba już taka się urodziłam. Serio. Wszędzie potrafię uważać na to, by za dużo nie wydać, nie wykorzystać, żeby w sumie spożytkować na coś mądrego. W zasięgu mojego oszczędzania znajduje się też herbata "minutka"(ulubiona), no bo jak to możliwe, żeby jednej torebki nie wykorzystać na zaparzenie dwóch herbat?! Moja mama nadal nie potrafi tego ogarnąć i ilekroć na dwa kubki wykorzystuję jedną torebeczkę, zawsze ma powód do śmiechu, gdyż według większości 3zł za 100 torebek nie jest dużym wydatkiem, więc po cholere na tym żydzić.
Chyba za bardzo rozpędziłam się w kwestii herbaty, a pisać miałam naturalnie o oszczędzaniu. Tak więc:

Pierwszą zasadą oszczędzania jest robienie tego na najmniejszych rzeczach. Jeśli nie umiesz zaoszczędzić 3zł to nigdy nie wyjdzie Ci ze stówą ;'). Prawdziwe.
Ludzie często narzekają na to, że oszczędzać nie ma z czego. Wymówki znajdą się zawsze, ale konto bankowe też istnieje. Wydaje mi się, że powody, iż nie ma z czego oszczędzać są wymówkami w stylu "nie mam czasu". Jak chcesz to masz czas, jak chcesz oszczędzać to środki się znajdą.
Dajmy na to zarabiasz 1500zł, żeby nie zawyżyć wzięłam pod uwagę właśnie taki przykład.
Pomyśl, że gdyby wraz z przyszłym miesiącem, przyszło Ci zarabiać 1400zł to w większym stopniu nie zauważyłbyś tego. Po prostu byłbyś zmuszony żyć ze stówą w plecy. Cała filozofia.
Jeśli chodzi o kwestię odkładania pieniędzy to na pewno często spotykasz się z okazją, że trafia Ci się gotówka, która bez tej okazji by nie istniała. W takim przypadku moje pieniądze zawsze trafiają na konto, ewentualnie do skarbonki!(czytaj niżej). Takie rozwiązania też polecam.

Wielu ludzi oszczędza tylko po to żeby gromadzić, ja jednak wolę oszczędzanie na rzecz korzyści. Serio nie kręci mnie odkładanie pieniędzy tylko po to, by przez całe życie leżały sobie na koncie w banku. Myślę, że łatwiej jest wyrzec się stówy z wypłaty gdy ma się jakiś cel do zrealizowania, aniżeli po to żeby mało to leżeć na koncie bo akurat Ci się odkładać zachciało.
Pomyśl co możesz mieć z twoich oszczędności i gromadź je. Ludzie niekiedy odmawiają sobie wielu rzeczy tylko dlatego, że 'nie stać mnie'. Jeśli się zaprzesz, łatwiej będzie Ci odłożyć na to jakieś grosze z wypłaty, niż wyrzucić całą gotówkę od razu. Wtedy rzeczywiście mogłoby Cię nie stać.
U mnie od zawsze sprawdza się skarbonka. Myślę, że jest dobra nie tylko dla dzieciaczków ponieważ w kwestii mniejszych pieniążków sprawdza się i u dorosłych. W sprawie comiesięcznego odkładania z wypłaty skarbonki nie polecam, natomiast jeśli chodzi o codzienność to jak najbardziej! Masz 365dni w roku, w  każdy z tych dni odkładasz tak 2-3zł. Ile pieniędzy wyciągasz w sylwestra? :*

Kupuj taniej!
Promocje kojarzą Ci się z jedzeniem. Wiem, gdy ja słyszę promocja również myślę o batonie czy bluzce -20%. Generalnie kupowanie taniej kojarzy nam się z promocją. Ja przestałam myśleć w ten sposób, gdy trafiłam na stronę vinted.pl. Zdecydowanie od razu byłam na tak. Co prawda jedzenia tam nie kupię, ale ubrania jak najbardziej. Strona oferuje Ci mega dużo ubrań, obuwia, kosmetyków w naprawdę dobrych cenach. Mówię tutaj o przedmiotach używanych i tych nowych. Prawda jest taka, że większość jest tych nowych i w świetnym stanie. Z resztą sam wybierasz to co Ci odpowiada.
Jak dla mnie strona to super alternatywa dla zakupów. Nie lubię chodzić po sklepach i tracić czasu, wychodząc koniec końców bez niczego. Tutaj mam duży wybór, niską cenę i wybieram kategorie, które mnie interesują. Dzięki temu oszczędzam pieniądze, czas i jestem zadowolona. Swoje rzeczy również możesz tam sprzedać, ale o tym innym razem.

Kolejnym punktem jest uważanie na popadanie w szał kasy. 
Sporo ludzi ma tak, że mając do dyspozycji parę złotych chętnie wcinają batona z biedronki i okazuje się on porównywalnie smakowo z jakimś wedlem czy coś. Kiedy jednak mają dodatkową sumę pieniędzy, baton staje się niesmaczny i sięgają po 'to lepsze'. Jak dla mnie to głupota.
Sama nie patrzę na tego typu zależności, jeśli coś lubię to to lubię, niezależnie od tego ile mam w portfelu. Wydaje mi się, że chyba spoko, nie?

Mniejsze sposoby w kwestii oszczędzania również są ważne.
Spójrz na swoje zdrowie i porzuć dojazd samochodem, czy mpk na małe odległości. W tym pierwszym punkciku zaoszczędzisz paliwo, w drugim 1,50zł.

Inne:
 P
rzed każdym zakupem droższej rzeczy dokładnie sprawdzaj czy jest tego warta, czy nie kupisz jej gdzieś taniej

N
ie ulegaj dzieciom w sprawach zabawek, one raczej nie rozumieją, że nie wszystko jest potrzebne.

W
ypożyczaj książki, zamiast kupować. I tak z zakupionej książki nie skorzystasz więcej niż kilka razy.

M
ądrze korzystaj z wyprzedaży. Nie każe -50 jest dla Ciebie!

Z
rezygnuj z niepotrzebnych przedmiotów, które musisz opłacać - droższy abonament, tv.

K
upuj tylko to, czego potrzebujesz.

P
lanuj wyjazdy i wakacje z wyprzedzeniem. Jeśli zarezerwujesz coś dajmy na to poł roku do przodu na pewno będzie taniej niż gdybyś zrobiła to miesiąc przed. Poza tym masz więcej czasu na zorientowanie się w różnych cenach.

1gr, 2gr, 3gr
. Są to tak małe sumy, że aż pozornie niepotrzebne. Jeśli jednak odkładać je będziesz, a nie chować po szafkach to i korzyści zobaczysz. Gdy słyszę o "czerwonych" pieniądzach od razu myślę o górze grosza. Jest to najlepszy sposób na ich wydanie. Ostatnio jednak koleżanka wspomniała, że zbierała je jakiś czas i kiedy uzbiera więcej po prostu je wymieni. Myślę, że suma nie jest spora, ale pieniądz to pieniądz.:)

Qpony.plallegro.plKosmetykizAmerykialerabat.com + różne grupy na fejsie. Polecam zajrzeć i łapać okazje.
A Wy? Jakie macie sposoby na oszczędzanie? Korzystacie z któregoś z tych?
Pozdrawiam i zapraszam na facebook'a.

Życie łamane przez nałóg.

Życie łamane przez nałóg.


Nie lubię nałogów. Za bardzo kojarzą mi się z ograniczeniem, a ich to już nienawidzę. Zauważyłam jednak, że wraz z rozpoczęciem okresu dojrzewania czy wchodzenia w dorosłość, w parze idzie jakieś tam uzależnienie, takie świadome.
Nie mogę powiedzieć, że za moich czasów było inaczej, bo w sumie ani nie mam na tyle lat, ani w sumie żadnych innych czasów. Moje czasy są teraz, jednak trochę mnie pod wieloma względami przerażają. Jest wiele czynników, z którymi się nie zgadzam, ale dzisiaj o nałogu rzecz jasna chcę wspomnieć.

Jak już mówiłam, moje pokolenie jest pokoleniem dzisiejszych czasów, tyle że wcześniej też już jakieś pokolenie miało miejsce - dziadkowie, rodzice. Świat ma miejsce od ho ho i jeszcze trochę, zaś ludzie mają przykład idący w parze z każdym kolejnym pokoleniem od początku istnienia ludzkości. Wolna wola nakazuje wybierać Ci to, co wybrać chcesz. Rozum masz, więc jest duża szansa, że wybierzesz racjonalnie.
Tak więc dlaczego uparcie z pokolenia na pokolenie popełniamy te same błędy?
Sam sobie odpowiedz. Myślę, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.

Nie podoba mi się to co się dzieje. Irytuje mnie gdy z każdą kolejną przerwą w szkole przy okazji jest wypad na fajkę. Skręca mnie gdy co piątek w autobusie widzę tego samego pana, z dwiema puszkami piwa i dobrą gierką na telefonie. Płakać mi się chce, gdy czytam w wiadomościach, że pięcioletnie dziecko dzwoni na pogotowie bo mamusi coś się stało, po czym pogotowie przyjeżdża i okazuje się, że mamusia jest pijana (przeczytaj o tym tutaj).
Często przechodzę obok pewniej szkoły i są dwa takie dni w tygodniu, kiedy trafiam na czas przerwy. To co tam zastaje drażni mój słuch, węch i wzrok normalnie. No bo wyobraź sobie ok. 50 uczniów (plus-minus, racze plus), którzy stoją pod budynkiem szkoły i jeden od drugiego fajkę odpala, a i nie ma też zdania w którym byś "kurwa", "ja pierdole" czy "chuj" nie usłyszał. W niczym więcej tylko w zakresie patologii ująć to mogę.
I jest w końcu nasza kochana Polska, która pokrótce zobrazować coś może. No bo kto by pomyślał, że w naszym kraju na każdym rogu wódkę kupisz, nie ważne czy to monopolowy czy zwykły spożywczy.
Ostatnio mój chłopak opowiadał mi o swoim znajomym, który kręci filmy. Jego zadaniem było nakręcić film na temat kultury w Polsce. Nakręcił kulturę picia rzecz jasna. Nie było to picie związane z upiciem czy nałogiem. Po prostu kultura pica, przecież taka w Polsce ma miejsce, a jeszcze gorzej - duże znaczenie.


Mamy XXI wiek, mamy rozum jak już wspomniałam, mamy wolną wolę. Pomimo tego jeszcze bardziej brniemy w błędy starszego pokolenia.
Jedną z moich zasad jest to, żeby nie dać opanować się czemukolwiek, tym bardziej jakiejś rzeczy.
Dlatego postaram się o to, aby nigdy nie stać się niewolnikiem jakiegokolwiek nałogu, nie pozwolę sobą rządzić!

Kiedy widzę, że ktoś robi źle  - nie chce popełniać jego błędów tylko po to, żeby uczyć się na swoich. Niektóre błędy są już zarezerwowane, a tłumaczenia, że popełniasz je i Ty już nie ma, zrozum to.
Sam brniesz w to o czym słyszysz, że jest złe. Sam czerpiesz przykład ze złego wzorca. To nie świadczy o Tobie dobrze.
To nie jest normalne, wręcz wykracza poza granice normalności. Świadome sięganie po coś co uzależniło połowę ludzi na świecie, jest chore. Rozumiem, że młody, że spróbować chce. Co do tego większych pretensji mieć nie mogę. Tylko dlaczego dla tego młodego miarą wartości staje się ilość wypalonych fajek i ilość spożytego alkoholu. Dlaczego każda impreza skoczyć się musi zgonem bo jak nie to co to za impreza. Dlaczego świadoma wszystkiego matka sięga po kieliszek obok mając płaczące dziecko? Czy można to wszystko tłumaczyć problemem? Jasne, problemem na rzecz większego problemu.
Nie wszyscy mamy jednakowe charaktery, ja pójdę odpalić fajkę, a Ty idź się upić. Chodźmy niszczyć siebie z powodu tego, że coś nas niszczy. Śmiało.

Uświadomię Ci jak najprościej ,na czym od strony naszego mózgu nałóg polega.
Uzależnienie psychiczne jest to przymus przyjmowania substancji psychoaktywnej lub wykonywania jakiejś czynności w celu np.odprężenia się lub poprawy nastroju. Stanowi ono większy problem niż uzależnienie fizyczne. Uzależnienie tego typu jest zjawiskiem złożonym, fizjologicznie wiąże się z zaburzeniem funkcjonowania układu nagrody i kary, którego neuroprzekaźnikiem jest dopamina.
Z uzależnieniem psychicznym wiąże się zmiana osobowości, osoba uzależniona robi wszystko by zdobyć potrzebną jej substancje.
Układ kary i nagrody funkcjonuje w przypadku głodu, snu i różnych potrzeb naszego organizmu. Dlaczego jednak uzależniasz go również od czynników wykraczających poza Twój organizm?

Pomimo narażania się na uzależnienie, narażasz się również na utratę zdrowia ponieważ:

*palenie tytoniu powoduje głównie takie choroby jak:
rak płuc, jamy ustnej, krtani,gardła, przełyku, trzustki, żołądka, nerek, pęcherza moczowego, szyjki macicy i niektóre typy białaczki, niewydolność oddechowa, rozedma płuc, ostre zapalenie oskrzeli i infekcje dróg oddechowych, udar mózgu, zawał serca, zgorzel, tętniak, nadciśnienie i miażdżyca.
*picie alkoholu wywołuje następujące choroby:
nadciśnienie tętnicze, kardiomiopatia, zaburzenia rytmu serca, zaburzenia wydolności seksualnej, patologiczne zmiany w układzie neuronalnym, niezborność ruchowa, napady drgawkowe, polineuropatia.

Wiek leci za wiekiem i teoretycznie powinniśmy być mądrzejsi. Nałóg w większości rozpoczyna się w młodym wieku i otwarcie krytykuje większość mojego pokolenia, nie integruję się z Wami.
Jesteś człowiekiem, masz rozum, zdrowie, siebie. Uważaj żebyś nie stracił tego przez głupią rzecz.
To co masz teraz jest wykorzystaj na to żeby żyć, a nie wegetować.
Dajmy dobry przykład tym, dla których przykładem jesteśmy. Miarę wartości z paczki fajek zamieńmy na zdrowie swoich płuc. Ogarnijmy się, żyjemy za krótko, żeby dać sobą rządzić temu, co można zdeptać i co mózgu w przeciwieństwie do nas nie posiada.

Pozdrawiam. :)
Zapraszam na facebook'a i oczywiście do wyrażania opinii na temat wpisu. Chętnie z Tobą podyskutuję.
Kiedy zaczynamy żyć dla kogoś.

Kiedy zaczynamy żyć dla kogoś.

Usiłujemy dostosować się do świata, wpasować w jego kryteria, żyć według harmonogramów. Wmawiamy sobie i innym to, co już nam wmówiono to, co ponoć powinniśmy. Nie robimy tego co lubimy, zaś to co lubimy robimy, gdy nikt nie patrzy. Mamy podane wytyczne, w co wierzyć, co myśleć, co robić, czego robić nie wypada. Nieustannie spotykamy się z krytyką, krzywymi spojrzeniami, które zjadają od środka, bo znowu cholera źle coś zrobiłeś. Jesteśmy poddani na nakazy, zakazy i inne duperele. Mamy plan i do niego się stosujemy. Tyle, że to nie mój plan, Twój też nie. To plan świata i nakazów moralnych, które prędzej czy później pozostają w nas tak głęboko, że żyć inaczej nie umiemy.
Zaczynając od najmniejszych zachowań towarzyszących codzienności kiedy matka odmawia sobie cukierka bo dziecku trzeba zostawić, a kończąc na poważnych problemach, społecznych rozważę to wszystko od początku.

Jestem czasem podirytowana zachowaniem niektórych osób, w większości kobiet oczywiście.
Nieraz udało mi się słyszeć rozmowy znajomych moich znajomych, rozmowy mojej mamy z jej znajomymi i ogólnie rozmowy czasem nawet przypadkowe.
W naturze kobiet leży przekonanie o tym, że trzeba się poświęcać wszystkiemu i wszystkim.
Uważamy, że musimy na tip-top kontrolować każdy aspekt życia bliskich nam osób. Super, że martwisz się o swoją rodzinę, naturalne, że o dziecko. Ale czy nie zapominasz przy tym o sobie?


Ostatnio usłyszałam tekst, że facet głowa rodziny, ale co głowa zrobi bez szyi? No właśnie nic.. To znaczy my tak myślimy.
Biorę tutaj pod uwagę głównie przykład kobiet i to takich mających rodzinę, bo wydaje mi się on najlepszy. Kiedy jesteśmy 'same', łatwiej nam dbać o siebie kiedy jednak mamy obok osoby nam bardzo bliskie, czujemy fizyczną potrzebę kontroli ich życia. Nie w złym sensie oczywiście. To zrozumiałe, że chcesz aby mężowi, dzieciom, mamie szło dobrze. Super, że martwisz się dostatecznie o swoich bliskich. Czasem jednak 'dostatecznie' zamienia się w 'nadmiernie' co oznacza, że zaczynasz żyć dla kogoś. I nie mówię tutaj o dobrym sensie życia dla kogoś. 
Chodzi o ten stan, kiedy dbając o innych kompletnie zapominasz o sobie. 
Każdy z nas potrafi wypominać sobie to i owo. Nie mówię, że niektórzy bo każdy z nas ma coś do powiedzenia. Najśmieszniejsze jest jednak to, że najczęściej widzimy czyjeś błędy.
Przez tworzenie wypowiedzi "On powinien/ona powinna.." tworzymy swego rodzaju małe nakazy i kryteria według, których każdy włącznie z nami powinien żyć.
W konsekwencji kobietę poświęcającą sobie dostateczną ilość czasu nazywamy złą matką, natomiast mężczyznę w kuchni 'kogutem domowym' ( Kogutem? o.o)

O swoich potrzebach wspominamy przy okazji. 

Nie ugotujesz pomidorowej, bo on woli rosół.
Nie weźmiesz ślubu, bo on nie chce.
Nie zjesz pizzy, bo bycie fit jest w modzie.
Najpierw inni potem ja. Przecież żyje dla kogoś.Ostatnie zdanie rzadko należy do Ciebie, przecież oni chcą inaczej, jak im to obojętne to EWENTUALNIE zrobimy tak jak ja chce. W sumie zadowolić można się wszystkim. Rosół też będzie ok.


Żyć dla kogoś można na różne sposoby. Bo czy żyjąc tak, jak ktoś chce żebym żył, nie jest życiem dla tej osoby?
"Nim" może być świat, znajomi, rodzina, ludzie.
Masz myśleć tak jak inni. Zachowywać się tak jak inni. Jeśli masz inne poglądy to spadaj.
Odwołam się do kontrowersyjnego tematu aborcji :). Już na samym początku pragnę zakomunikować, że w tym wpisie nie opowiadam się po żadnej ze stron.
Chcę poruszyć jedynie małą rzecz, którą zauważyłam, widoczną w wielu sprawach. Chodzi o głosy mniejszości. Większość osób jest za pozostawieniem dawnej ustaw, jednak są też tacy, którzy są zgodni z wprowadzeniem nowej. Powody są różne, czasem jednakowe. W związku z Czarnym Protestem wypowiadają się głównie osoby podpisujące się pod nim, Ci którzy mają coś przeciwko siedzą cicho, czasem tylko coś powiedzą.
Nie wątpię, że ludzi takich jest mniej, uważam jednak, że jeszcze mniej coś mówi. Wypowiadają się Ci, którzy idą z większością, pozostali siedzą cicho. Czy to też nie jest życiem dla kogoś? Rezygnacja z głośnego wypowiedzenia swojego zdania tylko dlatego, że większość społeczeństwa myśli inaczej i dla mnie tam nie ma miejsca. 
Rozumiem, że nie wszyscy muszą się wypowiadać, szanuję to. Ale biorąc pod uwagę to i inne nawet małe wydarzenia towarzyszące codzienności, rzadko słyszymy sprzeciwy.


Robimy ze swojego życia szopkę, do której scenariusz układają nam inni. Próbujesz za wszelką cenę wpasować się w kryteria i zasady wytyczone przez większość. Jesteś przekonany, że żyjąc inaczej popełniasz błąd.
Nie można zapominać, że najlepiej masz czuć się przede wszystkim Ty, bo to ty będziesz ze sobą do końca życia, nie oni. 
Znajdź coś co uszczęśliwi przede wszystkim Ciebie.Nieważne ile masz do zrobienia. Mało ważne, czy ogarniesz to, o co poprosił Cię ktoś inny. Znajdź coś dla siebie, weź książkę, idź na spacer, znajdź czas na pracę nad sobą. Jeśli chcesz coś powiedzieć, mów głośno, jeśli chcesz coś zrobić zrób. Liczysz się Ty!
Muszę na koniec koniecznie przytoczyć słowa Regin'y Brett:

"Najpierw załóż maskę tlenową sobie, bo wtedy wszystkim wokół będzie się trochę łatwiej oddychać."

Zapraszam na facebook'a
I do pozostawienia komentarza.

Pozdrawiam. :)

Wiedz, że musi być dobrze. Wtedy na pewno dasz radę.

Wiedz, że musi być dobrze. Wtedy na pewno dasz radę.

Do napisania tego wpisu zainspirowała mnie moja mama. kiedy po raz kolejny usłyszałam z jej ust
"Ty nie dasz rady?"
Zadaje mi to pytanie na tyle często, żebym w chwilach zwątpienia uwierzyła, że dam radę i na tyle rzadko, żebym sama mogła to wiedzieć, doświadczyć tego.
Sęk jednak w tym, że ja zawsze daję rade i zawsze wypływam, o cokolwiek by nie chodziło.
Nie chcę się tutaj przechwalać tym, jakie to mam szczęście, albo jaką farciarą jestem. Ja po prostu
 wiem, że musi być dobrze i lecę do przodu. Z tą myślą podchodzę do sprawdzianów, z tą myślą podchodziłam do egzaminu na prawko, z tą myślą żyję codziennie. Bo coś typu dobrze i coś typu wiara jest potrzebne.
Nie jest tak, że z każdego sprawdzianu dostaję 5 i wszystko ogólnie w życiu robię na 5+, ale we wszystko na czym mi zależy wkładam dużo serca. Nie jest wtedy ważne, że mogło mi nie wyjść. Znam swoje możliwości i to na co mnie stać. Podając przykład szkoły wiem, że piątka z biologii to coś normalnego, zaś trzy z chemii to nielada wyczyn. Nie jestem dobra we wszystkim bo nie we wszystkim mam jednakowe możliwości. Dlatego też coś słabszego nie jest słabszą wersją mnie, ale czymś na co w danym momencie było mnie stać. Wiem, że dałam radę.
Bardzo często próbuję czegoś nowego i podejmuję nowe wyzwania, a później czekam na owoce i inne korzyści bo wiem, że to co sama zaczęłam ciągnie za sobą inne możliwości. Nieskromnie pisząc, możliwości przychodzą same pod mój nos i pięknie pachną, czekają aż ich spróbuję.
Jakiś rok temu podałam swój e-mail na stronie Avon.pl. Oczywiście całkiem nieprzemyślanie chciałam dołączyć do grona konsultantek o której jednak pracy nie miałam zielonego pojęcia ;').
Dostałam jednak telefon, w którym wszystko mi opisano, skutecznie zachęcono i oto siedzę w 'biznesie' okrągły rok. Rok, w którym ciągle zaskakują mnie coraz to inne telefony i oferty. Z niektórych korzystam, na inne pozwolę sobie po maturze. Niemniej jednak jestem mega zaskoczona, że mój kolejny kreatywny pomysł przerodził się w wielkie korzyści. Wiem, że wypłynęłam i dalej płynę. 
Przy okazji napiszę tutaj co nie co o ostatnim szkoleniu, na które zostałam zaproszona(obiecałam w ostatnim wpisie, że to zrobię)
Po pierwsze było super. Po drugie czekam na kolejne.
Szkolenie zorganizowane przez Avon okazało się szkoleniem uczącym pielęgnacji ciała, szkoleniem mówiącym o składnikach sprzyjających skórze, było szkoleniem przy dobrej kawie w gronie wspaniałych ludzi. Kilka godzin udziału szczerze mnie zachwyciło. Każdemu polecam korzystać z tego typu spotkań. Nie tylko kosmetycznych. Są różne szkolenia, które dają wiele.
Wracając jednak do korzyści ciągnących korzyści, chciałam jednak ( tu już pochwalić się) no tak, pochwalić się, że ostatnio odebrałam telefon od przemiłego pana, który okazał się szefem jednego ze sklepów internetowych. Dzwonił w sprawie propozycji pracy pełnoetatowej właśnie w jego sklepie.
Numer telefonu zdobył właśnie z mojego sklepu internetowego, który widnieje na stronie avon'u.
Byłam zaszczycona i mile zaskoczona propozycją.
Podsumowując to, co zebrałam w tym podpunkcie zachęcam Was do podejmowania wyzwań, czasem odbiegających od codzienności. Warto inwestować nie tylko pieniądze, ale i swój czas, po to, aby później mieć i umieć więcej.

Po to, żeby płynąć potrzebni są  ludzie, którzy Ci w tym pomogą. Mam ich przy sobie i wiem, że mam ogromne szczęście. Nawet jak czuje, że nie wychodzi to za plecami słyszę "Nasza Patka nie da rady?" i mimowolnie muszę się uśmiechnąć. W domu jestem traktowana jako 'obrotna' w oczach mojego chłopaka jako 'bizneswomen' (przecież raz odebrał za mnie paczkę biznesową), przez ciocię jako 'pani profesor'. Ogólnie ksyw jest dużo, ale to nie ja je tworzę, to one tworzą mnie. Bo jak tu się poddawać i myśleć, że nie wyjdzie skoro ciągle masz kogoś, kto jest z Ciebie dumy i wierzy w Ciebie pomimo wszystko. Skoro bliscy mnie nie zawodzą to ja nie mogę zawieść ich i koniec.


Wczorajszego wieczoru byłam na koncercie, w którym jedną z piosenkarek biorących udział była Dominika Sojda. Jest młoda, może <jeszcze> niezbyt znana, ale ma ogromny talent. Patrzę z podziwem na takich ludzi, bo wspaniałe jest to, że wykorzystują to co mają.
Na koncercie byli m.in tacy wykonawcy jak "Czerwone Gitary", "Grzegorz Hyży", "Bel Mondo", "Łzy". Pomyślcie, jak świetnie musiała czuć się dziewiętnastoletnia dziewczyna, występując na tej samej scenie, co liczący pięćdziesiąt lat zespół "Czerwone Gitary".
Cieszę się, że są ludzie, którzy pokazują co umieją i nie wstydzą się tego robić. Po co śpiewać pod prysznicem jak można dla ludzi, po co leżeć na kanapie jak można poszukać w sobie możliwości i je realizować?

Na koniec podsuwam to co sama robię. Czyli każdego zachęcam do współpracy z firmami. Mogę przytoczyć trzy, mam nadzieję, że ktoś skorzysta.
AvonOriflameFM.

Zostawiam Was z linkiem do piosenki, którą wczoraj pokochałam (Tak, najbardziej lubię to co polskie. Piosenki również. ;) )
https://www.youtube.com/watch?v=lGhWDzAi6qU

"Nie lubię, gdy ktoś mówi, że sobie nie da rady"

Pozdrawiam.
Pamiętaj, dasz radę!
O tym,  jak bardziej niż krytykę zaczęłam doceniać siebie.

O tym, jak bardziej niż krytykę zaczęłam doceniać siebie.

Nie znoszę słuchać o tym co nie podoba Ci się w przechodzącej obok osobie. Nie lubię kiedy krytykujesz jej makijaż, styl chodzenia, sposób bycia. Trafia mnie kiedy pytasz co sądze o jej urodzie, bo przecież Ty uważasz, że na taką twarz to tylko worek i heja na ulice. Nie mówię, że nigdy nie zdarzyło mi się przytaknąć by potwierdzić, ale wiem, że nie potrafię i nie chce oceniać innych.

Nie jestem osobą zbyt pewną siebie, ale z całych sił nad tym pracuję. Przyznaję, że jeszcze do niedawna mega bolała mnie krytyka, albo inaczej - brak pochwały.
Być może nadal mnie to dotyka, ale w minimalnym stopniu. Prawie niezauważalnym. Bardziej niż krytykę zaczęłam doceniać siebie.
Bardzo duży wpływ miała na mnie zmiana szkoły. Trafiłam w grono tylu nieznanych twarzy, że czasem mdliło mnie na myśl, że muszę tam iść. Kompletnie się nie odnalazłam.
Każde krzywe spojrzenie odbijało się echem. Serio. Myślę, ze od tego zaczął się mój paniczny strach o to, czy dobrze wyglądam, czy w miarę wyszłam na zdjęciu, czy makijaż jest ok. Boże, jakie to było strasznie.
Być może doświadczyliście sytuacji, w której po prostu czuliście, że nie pasujecie. Ja nie pasowałam przez bardzo długi okres, przynajmniej tak mi się wydawało.
W każdej grupce nowych ludzi w klasie nie mogłam znaleźć wspólnego języka. Miałam wrażenie, że każdy w myślach prosi, żebym odeszła. Ani razu nie doświadczyłam pragnienia powrotu do tego budynku, ani tęsknoty za kimkolwiek.

Spójrz jak zaniżona samoocena i brak wiary w siebie potrafi zepsuć wszystko bardziej niż byś chciał.

Znasz uczucie, w którym czekasz na pochwałę?
Znasz potrzebę wygadania się komukolwiek, ale wiesz że i tak nikt Cię nie ogarnie?
Dlaczego zanim wychodzisz z domu patrzysz w lustro nie dla siebie, ale po to, żeby dokładnie przeanalizować to czy innym się spodobasz?
Pytam wprost. Nie wmówisz mi, że ani razu nie doświadczyłaś którejś rzeczy z powyżej opisanych.
Zwracam się do kobiet. Facet przeczyta i tylko się zgodzi. Przecież nieraz widział swoją dziewczynę w sytuacjach załamania spowodowanych presją otoczenia. You know, what I mean?

Zasada numer 1.
Liczy się przede wszystkim moja własna ocena. To nie inni chodzą w mojej skórze.
 
Wyznacznikiem Twojej urody i wartości jesteś Ty sama. Skończ z zastanawianiem się co powiedzą inni. Przestań zgadywać, czy Kaśka jednak pomyślała, że ładnie wyglądasz. Jeśli nie to jej problem. Ty zdejmij jeden problem ze swojej głowy i przestań się na tym zastanawiać.
Wiem, że nie jest łatwo, ale to właśnie było pierwszym postanowieniem na mojej liście.
To było podstawą podstaw do zbudowania fundamentów własnej samooceny. I wiesz co?
W tym momencie jestem najpiękniejsza bez makijażu, z syfem na czole i podpuchniętym okiem bo jakiś jęczmnień postanowił je zaatakować. W tej chwili i w każdej innej nie mam problemu z tym, aby wyjść z domu bez makijażu. Już od jakiegoś czasu wiem, że makijaż ma pokreślić moją urodę, a nie ją zakryć. Najlepszym makijażem jest moja twarz, nie maska którą muszę założyć by spodobać się osobom na ulicy.
Każdy ma różne problemy. Jedni przebarwienia, inni blizny. Ale to i tak nic nie zmienia.
Nie ma ludzi brzydkich, nikt taki nie jest. Każdy powinien zaakceptować siebie. Bo każda plama jest tylko plamą, ale po za nią to Ty jesteś najpiękniejsza. Zanim tego nie zrozumiesz, nie zrozumieją tego inni.


Zasada numer 2. 
Brak porównań. 
Wiemy, że są ludzie piękni, mądrzy, utalentowani. Wiemy, że są tacy których podziwia ich wielkie gronu osób. Każdej z nas zdarzyło się pomyśleć "chce być taka jak ona".
Ale do cholery jak stać się wysoką blondi o niebieskich oczach i długich nogach, taką która ma proporcjonalne pośladki i wymiarowe cycki, skoro jesteś brunetką o krótkich włosach i oprócz tyłka nic Ci się nie zgadza z tamtą? Nijak. I to powinno Ci wystarczyć, Co jeśli spojrzysz na 5 idealnych według Ciebie twarzy? Też będziesz pragnąć każdej z nich?
Daj sobie spokój. Pamiętaj, że człowiek patrzy sporo razy krytyczniej na siebie niż patrzą na niego inni. Poza tym dostałaś taką twarz i takie ciało. Zaakceptuj to i nie patrz na innych.
Jeśli przeszkadza Ci coś w Twoim ciele to zawsze możesz coś z tym zrobić. Pamiętaj jednak, że nie więcej niż to konieczne, a co najważniejsze - możliwe.
Jeśli według Ciebie kluchą - zacznij ćwiczyć. Jeśli nie podoba Ci się kolor włosów - zmień go. Jeśli inni mają pasję - też ją znajdź. Resztę zaakceptuj. To Tworzy Ciebie.


Zasada numer 3.
Chrzań to co mówisz, jeśli według Ciebie pleciesz z sensem. 
O zgrozo! Ileż to razy zdarzyło mi się w kręgu nowych ludzi siedzieć cicho tylko dlatego iż bałam się, że to co powiem będzie pozbawione sensu, a oni spojrzą jak na kogoś kogo nie chce się słuchać.
Tak było w nowej szkole, tak było zawsze w czymś nowym. Nie czułam swobody. Jestem osobą, która mówi bez przerwy - nawet żeby złapać oddech. Lubię kiedy coś się dzieje, ciągle próbuję czegoś nowego. W kręgu nowych osób milczenie tylko i wyłącznie mi szkodziło.
No bo kto lubi osoby zdołowane, nic nie wnoszące, siedzące cicho? To drażni bardziej niż nietrafione słowa. Serio. Ja nie czułam swobody bo nie byłam sobą. Oni. No sami wiecie jak to odbierali.
Nie bój się wprowadzać nowego słowa w kręgu znajomych. Nie bój się sprzeciwiać jeśli coś Ci nie odpowiada. Pieprz to czy Twoja opinia spodoba się innym. To Ty masz wyrażać siebie i to co czujesz. Inni też mają do tego prawo, nie mają prawa Cię w tym ograniczać.


Zasada numer 4.
To co robisz to Twoja robota, nie pozwól aby inni wtykali w nią swój nos. 
Jesteśmy stawiani w wielu sytuacjach. Patrzymy na wiele możliwości, sami chcemy te możliwości wykorzystywać. Z tym nigdy nie miałam problemu. Jedni tańczą, inni robią zdjęcia, śpiewają.
Ale ilu jest takich, którzy chcieliby, ALE na taniec są za grubi, na zdjęcia za brzydcy, do śpiewania głosu nie mają. Kompletne bzdury. W takiej sytuacji ty Ty sam siebie ograniczasz. Dlaczego Twoje ciało ma przeszkadzać Ci w pasji? Jeśli ktoś nie lubi osób w rozmiarze większym niż S na parkiecie to jego problem, niech nie patrzy. To samo tyczy się zdjęć.
Nie stawiaj barier na własne życzenie, lub na życzenie innych.
Jakoś w okresie wakacji naszła mnie myśl, że pora wzbogacić swoje życie i zająć się czymś przyprawiającym o rozwój <zaczęłam robić paznokcie >. Wszystko jedno, żele czy hybrydy. Stwarzając moje pierwsze dzieło koleżanka zmusiła mnie do upublicznienia go na fejsie. Miałam obawy, bo przecież zaczynam, ale zgodziłam się. Wyszło świetnie. Jak na początki mojej pracy zgłosiło się wiele osób, ale przynajmniej miałam na kim ćwiczyć. Rozpowszechnienie tych zdjęć dla niektórych mogło być czymś nie do pomyślenia, przechwalaniem. Jasne, chwaliłam się, tym co robię jak zaczynam i do czego dążę. Mądrzy zrozumieli, inni krytykowali. Innymi się nie przejęłam.


Zasada numer 5. 
Otaczaj się tymi, którzy Cię podnoszą, a nie planują Twój upadek. 
Jest powiedzenie "Z kim przystajesz, takim się stajesz". Nie zgadzałam się z nim dopóki nie zastanowiłam się głębiej. Bo to absolutna prawda.
Jeśli otaczasz się ludźmi którzy ciągną Cię w dół to stajesz się zrzędą, która w swoim przekonaniu nic nie znaczy. Na znajomych trzeba uważać. Rodziny się nie wybiera, znajomych już tak.
Niedawno zrozumiałam pewną rzecz. Nie. Rozumiałam ją dawno, ale nie dopuszczałam do siebie.
Mianowicie, z uporem trwałam przy ludziach, którzy nie byli tego warci. Nie potrafili zapytać co u mnie, jeśli miało być to bezinteresowne. Nie potrafili cieszyć się, kiedy ja się cieszyłam. Nie czułam, że mogę się zwierzyć tak po prostu, żeby nie wzbudzać zainteresowania, ale pomoc. Trwając przy tym bałam się chyba, że będę sama. Bo przecież Ci są 'tacy bliscy'. Ostatecznie wygrał mój rozum i jeszcze nigdy nie czułam się aż tak dobrze, bez presji, bez poczucia samotności wśród ludzi.
Źle brzmi kiedy ktoś wypowiada się o zmianie/porzuceniu znajomych. Ale po co być przy kimś kto ciągle ma aluzje do Twojego sposobu bycia, wyborów życiowych czy osiągnięć(chociaż tutaj widziałam tylko i wyłącznie oznaki zazdrości). Bądź miarą własnych wartości, decyduj o tym z kim przystajesz, nie trwaj przy kimś przy kim czujesz odrzucenie.


Pięć zasad, którymi się z Wami podzieliłam towarzyszy mi zawsze. Używam ich na tyle na ile potrzeba i jeszcze nie czułam takiego zadowolenia z siebie. Między innymi dlatego, że nie jest to bezmyślne powtarzanie "jesteś miarą swoich wartości", ale wiara, że tak jest.
Przestałam zauważać krytykę, a wyostrzać komplementy. Wyostrzać je trzeba, ponieważ większość ludzi potrafi tylko krytykować lub nie mówić nic :')
Jeśli jesteś zdołowana do tego stopnia, że nie potrafisz przypomnieć sobie nic związanego z komplementem, to usiądź, przypomnij sobie i zapisz to. Zapisuj za każdym razem, gdy usłyszysz coś miłego. Po pewnym czasie zobaczysz, że jesteś piękna nie tylko w oczach swoich, ale i innych.
Tekst jest długi, ale droga do pewności siebie również. Daj sobie czas, bo samoocena tworzy fundamenty dalszych działań, pracy i życia.

W poniedziałek wyruszam na szkolenie firmy Avon więc na pewno wytestuję jakieś nowości. Koniecznie dam znać! Poza tym dziękuję za tyle odwiedzin ile pozwoliło mi po długiej przerwie napisać długi wpis.
Buziaki!  <3
8 powodów, dla których warto podjąć pracę w młodym wieku.

8 powodów, dla których warto podjąć pracę w młodym wieku.

Większości z nas praca kojarzy się z dojrzałością. Myślę, że to dobre porównanie.
Inni mają odmienne pojęcie, a pracę zostawiają dla ludzi dorosłych, bądź doroślejszych od nich.
To wielki błąd, a małe korzyści.

Praca w młodym wieku daje bardzo wiele. Od korzyści zarobkowych po te intelektualne. Pracując dajemy sobie szanse na bliższe poznanie świata, ludzi, ale przede wszystkim siebie.
 
Jeśli jesteś tutaj i czytasz to co pisze, to napiszę więcej. Bo co tak naprawdę daje Ci praca w młodym wieku?

SZACUNEK DO PIENIĘDZY
Kasę wydawać jest fajnie. Super mieć nowy rower, nowe kosmetyki, nowe ubrania.Wydawać jest dobrze tyle, że nie swoje pieniądze, bo gdy już są Twoje, to nie jest tak kolorowo.
Sama wychodziłam z założenia, że super jest iść do sklepu i kupić dużo nowych rzeczy. Kiedy zaczęłam pracować zrozumiałam, że moje 200 zł przeznaczone na wiele głupot, nie jest warte tyle, co 200 zł przeznaczone na jedną, pożyteczną rzecz. Na początku było mi szkoda, w końcu to są MOJE pieniądze, a to jest TYLKO jedna rzecz. Później zaczęłam rozumieć, że to jest AŻ jedna rzecz i zauważyłam, że szanuję ją bardziej niż wszystkie dookoła. Bo przecież w tej rzeczy są moje pieniądze. Jak mogłabym wyzbyć się do nich szacunku, przez co szacunku do własnej pracy?


DOBRE GOSPODAROWANIE CZASEM

Robiąc mało nie masz na nic czasu. Robiąc wiele, czas masz zawsze. - I to jest prawda.
Siedząc w domu cały dzień tak naprawdę nie chce nam się nic. Kanapa jest w sumie wygodna, więc po co z niej wstawać?
Trudno jest dobrze gospodarować, gdy się nie ma czym. Bo skoro masz na coś czas cały dzień, to masz co jeszcze planować?
 W konsekwencji zostajesz z niczym bo przecież z niczym się nie wyrabiasz!
Jeśli Twój dzień jest na pełnych obrotach, a Ty sam nie wiesz w co masz najpierw "ręce wsadzić" to jest to dla Ciebie o wiele korzystniejsza perspektywa. Mając do wykonania 10 zadań, dzień planujesz
tak, aby czasu starczyło Ci na wszystko.

UMIEJĘTNOŚĆ GOSPODAROWANIA PIENIĄDZMI
Masz do wykorzystania codzienne kieszonkowe od rodziców - tutaj nie zastanawiasz się na co je wydasz, w końcu i tak jutro dostaniesz następne.
Masz do wykorzystania 'aż' 100 zł. Na co je przeznaczysz?

SPRAWDZASZ SIEBIE


Masz szansę zorientować się co jest Twoją mocną stroną. Są małe szanse, że zbierając truskawki w wieku siedemnastu lat, postanowisz kupić ranczo i stworzyć plantacje wspomnianych owoców. O tym przekonywać nie zamierzam. Faktem jest jednak to, że masz szansę zobaczyć, czy np. praca fizyczna to praca dla Ciebie? A może założysz biały fartuszek i będziesz w nim śmigać całe życie?
Swoich mocnych i słabszych stron nie sprawdzisz po studiach, z dwójką dzieci w wózku. Twój czas jest teraz, nie zmarnuj go. (Tak między nami - truskawki polecam)

NABYWASZ UMIEJĘTNOŚĆ PRACY W GRUPIE
Trudno jest pracować i unikać ludzi. Praca to przeważnie ciągły kontakt z nimi.
Pracując jako konsultant telefoniczny nieustannie klepiesz te same regułki, ale za każdym razem do innej osoby.
Pracując (pozwolę sobie określić blogowanie pracą) jako blogger piszesz dla ludzi. Nie masz z nimi bezpośredniego kontaktu, ale wiesz, że ktoś za chwilę przeczyta to co napisałeś, więc starasz się pisać dobrze.
Pracując z dziećmi musisz opracować wiele różnych technik żeby nie zwariować (ja już wysiadam) i ciągle uczysz się przebywania w towarzystwie małego potwora. Dla mnie codziennie jest to wyzwaniem.
Pracując po prostu jesteś wśród ludzi, nic nigdy nie dotyczy tylko Ciebie.


MASZ WŁASNE PIENIĄDZE


Być może nie liczą Ci się lata pracy, składek nie odprowadzasz, ubezpieczony jako osoba pracująca nie jesteś, nie masz też co najmniej 2500 tys. na rękę. Być może zarabiasz marne 700 zł, ale jest to Twoja wypłata, Twoje pieniądze i Twoja satysfakcja, bo czy jest coś lepszego niż..

SATYSFAKCJA
Chyba nie ma nic lepszego niż samozadowolenie z siebie.
Fajnie jest spojrzeć w lustro i zobaczyć kogoś kto pracuje na swoje ja. Super być kimś kto może powiedzieć, że ma coś własnego, coś co nabył 'za swoje'. Tak jak pisałam wyżej trudno jest przepieprzyć swoje pieniądze, ale większą satysfakcję masz z tego, co dzięki nim nabyłeś.


ROZWÓJ 

Słysząc hasło "praca", od razu myślimy "pieniądze".
Zastanów się przez chwilę, czy praca to tylko pieniądz? Jasne, że dzięki niej pieniędzy by nie było. Zacznij ją jednak traktować jak coś, dzięki czemu się rozwijasz, bo praca Cię rozwija.
Pracując, możesz dużo osiągnąć - także w dziedzinie rozwoju osobistego. Zajmowanie się czymś, to nabywanie umiejętności praktycznych, a to one w dzisiejszych czasach są najważniejsze.
Dzięki pracy umiesz więcej , a dlaczego warto umieć więcej przekonasz się tutaj.



Jak widzimy pod pojęciem pracy kryje się wiele różnych podkategorii. Praca może być satysfakcją, rozwojem, pieniędzmi, sprawdzianem, umiejętnością, nauką, szacunkiem. Warto jest podejmować wiele różnych działań już w młodym wieku - to wtedy mamy ten czas, którego w przyszłości może nam brakować. Młodość to nie tylko zabawa, ale też okres, w którym można osiągnąć więcej niż nam się wydaje.


Pozdrawiam i zostawiam Was z myślą na dzisiejszy wieczór!


 „Dziś zrób coś, czego innym się nie chce, a jutro będziesz miał to, czego inni pragną"

Ciągną Cię tam, gdzie sami już są.

Będąc ostatnio na przyjęciu, byłam świadkiem pewnej, czy może raczej pewnych przykrych sytuacji.
Razem z moim chłopakiem zajęliśmy miejsca, w sumie, jak na gości przystało.
Nie upłynęła duża ilość czasu, a po drugiej stronie, naprzeciw nam, miejsce zajął pewien mężczyzna.
Łysy, niewysoki, pierwszej młodości również nie był. Zachowaniem ogólnie reprezentował mało, no ale cóż. Już usiadł to niech siedzi, siedzieć mu przecież nie zabronię.
Impreza, a jak to na imprezie - alkohol był, ludzie fajni również, atmosfera luźna.
Na pewnym etapie spotkania, naszemu bohaterowi troszkę w głowie zaszumiało, a co za tym idzie - zaczęła się gadka, jak to po trunkach się zaczyna.
A to ja jestem zgrabna, a to B. słodka, a to jeszcze inna najpiękniejsza.
Słodził i słodził, ni to miłe, ni śmieszne. Irytujący był, że tak powiem.
W pewnym momencie ktoś coś powiedział troszkę głośniej, w każdy razie usłyszeć z drugiego końca się dało. "Łysy, bo żona usłyszy!" To mnie kompletnie zbiło z tropu. CO? JAKA ŻONA? A GDZIE OBRĄCZKA? GDZIE MIEJSCE OBOK, DLA NIEJ? GDZIE DO CHOLERY ZACHOWANIE MĘŻA?
Na te pytania była jedna prosta odpowiedź "nie ma", trudniej było jednak pojąć dlaczego tego nie ma.
Spojrzałam w stronę żony siedzącej w towarzystwie swojej znajomej, w sumie nie była tak daleko od 'męża'. Była ładna, być może nie zbyt zgrabna, dobrze 'przy kości', nie wszystkie są szczupłe. Uśmiechała się, pewnie uznała, że wrażenie dystansu na wypowiedzi partnera jest lepsze niż oburzenie i smutek. Kto ją tam wie.
Ładne pochlebstwa w stronę innych kobiet leciały, żona słuchała. Niewątpliwie usłyszała też coś co mną, patrzącą na wszystko z boku osobą, wstrząsnęło: "Mojej babie też mówiłem, żeby schudła. Jak ślub brałem to w sumie dobra była."
ŻE CO PROSZĘ? JAK TAK MOŻNA?

I w tym momencie przestałam ogarniać. Dlaczego on to robi? Dlaczego ona na to pozwala?
Kiedy będąc na zewnątrz rozmawiała z paroma osobami(gdzie ja również się znalazłam), żaląc się, czy może tłumacząc, mówiła, że jest chora, że nie może schudnąć, że "mąż" tak cały czas, że mówi nawet, że na dziwki pojedzie".
Zastanów się jaka byłaby Twoja reakcja, mi mózg już wtedy wyparował.
Historia smutna, kobieta cierpi, mąż jest chamem.
Może ktoś powie, że mogła sobie nie pozwalać, że ma to o co się prosi. W sumie sama na początku nie wiedziałam co myśleć. Z jednej strony rzeczywiście każdy ma swoją godność, której powinien bronić. Nie wiem jak doszło do upokarzania w tym związku, a jeśli tylko z powodu choroby to facet jest nieźle stuknięty. Ale do rzeczy.


Opisanie powyższej sytuacji o dziwo nie miało na celu pokazanie toksycznego związku i przekazu "uciekaj!". Chciałam pokazać jak łatwo jest uparcie trwać przy kimś kto ciągle podcina nam skrzydła. Przykład jest dobry, zeszłam na poziom hard. No bo jak to może mąż żonie nieustannie wytykać chorobę?
Myślę, że ona mogłaby wiele, gdyby nie on. Przecież jeśli słyszysz tyle razy jak bardzo bezwartościowa jesteś, to w końcu zaczynasz w to wierzyć.
Często tak samo dzieje się z nami czy wokół nas. Ludzie lubią opracowane strategie, lubią gdy wszystko toczy się według planu. Kiedy Ty idziesz naprzód ich ład zostaje zaburzony, a Ty jesteś tego przyczyną. Nikomu nie pasuje to, że ktoś ma lepiej. Jest to niewygodne, bo przecież ja tego nie posiadam, nie?
Zauważyłeś/aś kiedyś, żeby ktoś z czystym sercem pochwalił Twoje sukcesy, zamiast patrzeć z lekką irytacją?
Rzadko się zdarza, że ktoś zauważy to co akurat Ci wychodzi. Patrząc na kogoś widzimy kolejne kilogramy, celulit, krzywe zęby, nie taką cerę. Nie zastanawiamy się co dana osoba kryje w środku, w czym jest dobra. Zazdrościmy, a nam samym się nie chce. Skoro Ty niczego nie osiągnąłeś, to dlaczego innym ma nie wyjść?
Toksyczni ludzie są wszędzie. Podcinają skrzydła raz świadomie raz nie. Nie cieszą się z cudzego sukcesu, rajcuje ich porażka.
Warto czasem odciąć się od pewnej osoby by rozpocząć nowe działania.
Przystawaj z tymi, którzy Cię doceniają, Ty również ich doceń. Nie ma sensu kurczowo trzymać się tych, którzy ciągną Cię w dół, bo ciągną Cię tam, gdzie pewnie sami już są.
Nieważne czy jest to partner, przyjaciel, znajomy. Zwróć uwagę na to co dzięki niemu zyskujesz Czy przy tej osobie inwestujesz w siebie, czy może tracisz na wartości? 

Nie warto uzależniać się od drugiego człowieka. Nawet, gdy jesteście w związku musicie umieć to podzielić.To Ty musisz wiedzieć na co Cię stać i ile możesz. Nikt inny Ci tego nie powie. Może mówi, ale jest ryzyko, że kiedyś przestanie.
Nieważne co słyszysz od kogoś z boku, nieważne, że ludzie spojrzą krzywo. To Ty masz robić to co chcesz robić i to co Ci wychodzi.
Uśmiech nie zawsze będzie znakiem zadowolenia, a surowa mina oznaką krytyki.
Nikt nie ma prawa wyznaczać Twoich wartości, a godności na siłę odebrać się nie da.
Uwolnij się od nich, państwa toksycznych i zacznij działać. Możesz być sam, ale z nimi nie warto. 
Pozdrawiam.
Patrycja. 
Dlaczego warto robić więcej?

Dlaczego warto robić więcej?


To pytanie ostatnio zadała mi moja młodsza siostra, kiedy ślęczałam nad zdobieniem paznokci. 
Weszła do pokoju, na biurku leżała książka, katalog Avon i lakiery hybrydowe. 
"Pati! Ty Ciągle musisz coś robić, jak nie avon to paznokcie, jak nie paznokcie to znowu książki, jak nie książki to opiekujesz się Zosią!"
Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że robię dużo i z tego dlaczego robię dużo, ale weź to wytłumacz dziecku. 
Powiedziałam tylko: "warto robić i umieć więcej" i tak się temat potoczył, bo w końcu: "dlaczego warto robić więcej?"
Można tłumaczyć dzieciom, można tłumaczyć dorosłym - każdy ma inny charakter. 
Nie każdy lubi bałagan, innym on nie przeszkadza. 
Nie każdy lubi książki, inni je kochają. 
Nie każdy lubi brak czasu, a ja go po prostu uwielbiam! 
Nigdy nie mam czasu na wszystko, doba jest za krótka nawet, kiedy wstaję o 6.30.
Więc dlaczego robię dużo?  Bo po prostu warto. 
Jestem zwolenniczką korzystania za wszystkiego pełną parą. Kiedy pijąc herbatę o godzinie 12.00 uświadamiam sobie, że nie zrobiłam nic czym mogłabym się pochwalić samej sobie to krew mnie po prostu zalewa! 

Z powodu mojego uwielbienia dla każdej cennej minuty w ciągu dnia i wszelkich płynących z niej korzyści powstał ten wpis, na którego dalszą część serdecznie zapraszam! 

Robić więcej ponieważ:

Po prostu umiesz więcej. 
Fajnie jest się czym chwalić. Fajnie też mieć świadomość tego, ilu rzeczy dokonałeś/aś.
Będąc młodą osobą warto zbierać jak najwięcej doświadczeń. Co z tego, że to trudne - jeśli spróbujesz, na pewno sobie poradzisz, a biorąc pod uwagę satysfakcję z dokonania czegokolwiek, z pewnością ważnym aspektem będzie podniesienie własnej samooceny z 2/10 do chociażby 5/10.

Sprawdzasz na ile Cię stać.
Oczywiście nie kiedy już umiesz, ale w trakcie nauki.
Dla innych może być ciężko, być może dla Ciebie będzie lżej.
Dążąc do czegoś krok po kroku możesz się przekonać, który krok jest najtrudniejszy, czy też nie do pokonania. Często słyszysz, że najgorzej jest się poddać. Osobiście uważam, że czasami poddanie się nie jest poddaniem się, ale oceną ze sprawdzianu. Skoro go nie zaliczyłeś to być może się nie nadajesz. Wycofanie się z czegoś nie jest do końca rezygnacją, ale uświadomieniem sobie w czym tak naprawdę jesteś dobry, do czego się nadajesz i co najważniejsze - czy to lubisz.
Jeśli nie - wycofaj się i zacznij próbować czegoś nowego.

Masz więcej możliwości.
To szczególnie powinno trafiać do młodych osób.
Kiedy już coś robisz to coś wiesz - możesz się tym pochwalić i z tego korzystać.
Warto wykorzystać wiedzę w praktyce, a skoro już tą wiedzę posiadasz, to czemu nie?
Jest wiele osób, które doskonale coś wiedzą, są dobrzy w danej dziedzinie i  nadzwyczajniej w świecie tego nie wykorzystują! Co mogę o Was powiedzieć? Lenie, lenie i jeszcze raz lenie.
Masz nogi, ręce, oczy i uszy? To zacznij z tego korzystać. Są tacy, którzy chcieliby robić to co Ty, gdyby tylko mieli ku temu możliwości. Skoro Ty to masz, to po prostu doceń.

Jesteś niezależny. 

Umiesz prowadzić? - Nie prosisz męża o to, by podwiózł Cię do pracy. 
Masz własne pieniądze? - Sam na pewno z głodu nie umrzesz.
Masz wszystkie części ciała? - Już to jest podstawą Twojej niezależności, z której powinieneś skorzystać. Sam wybierz w jaki sposób.
Chyba nikt z nas nie lubi prosić kogoś o cokolwiek, a już na pewno w nadmiarze.
Osobiście wyznaję zasadę: "Lepiej nosić niż się prosić" - tak w szkole jak i w życiu.
Lubię wszystko robić sama, nienawidzę pracy w grupie. Zdaję sobie sprawę z zalet takiego podejścia, dostrzegam także wady tejże postawy.
Ale cóż mogę zrobić? - Taki mój charakter niezależnej "Zosi samosi". Wiem, że jest to czasem ciężkie, zwłaszcza dla osób, z którymi utrzymuję bliższe kontakty, ale muszą mnie kochać - dlatego mój chłopak ma przepieprzone. :D
Koniec końców, najważniejsza jest świadomość własnej niezależności, ale i umiejętność proszenia i ustępowania w pewnych rzeczach. Wtedy naprawdę wszystko gra.

Masz satysfakcję. 
Odbiegając od korzyści materialnych, niezależności i wygody - po prostu masz satysfakcję.
Robić znaczy wiedzieć i w konsekwencji umieć. To zaś prowadzi do zadowolenia. A czy może być coś lepszego niż świadomość własnej wytrzymałości, wiedzy i doświadczenia?

Tak więc ile wspólnego ma to co wymieniłam ze mną i z tym postem? Praktycznie wszystko.
Nienawidzę nudy, lubię robić dużo, kocham zdobywać nowe doświadczenia, jestem niezależna i ciągle uczę się wkraczania w dorosłe życie. Jak to robię?
Po prostu robiąc. Robię coś zawsze. Kiedy jestem w szkole, myślę co mogę zrobić, gdy z niej wyjdę. Rozpoczynając wakacje tak naprawdę ich nie rozpoczęłam ponieważ już zdążyłam dostać ofertę pracy, z której z chęcią skorzystałam. Ponadto rozpoczęłam naukę robienia paznokci i każda wolna chwila jest temu poświęcona. Na wakacje mam mnóstwo planów związanych z poszerzaniem wiedzy w ramach przygotowania do matury oraz zwiedzaniem ciekawych miejsc. Po drodze należy zauważyć mój ciągle szerzący się biznes(xD) w Avonie związany z byciem konsultantką. Staram się rozplanować wszystko tak, aby mieć troszkę czasu na czytanie książek, które chcę przeczytać i co najważniejsze czas na to, aby móc odpocząć, a w moim przypadku znalezienie tego stało się trudniejsze, niż wyszukiwanie nowych doświadczeń.

Pozdrawiam i życzę dobrego wykorzystania każdej minuty.
Patrycja. 


Każdego ranka otrzymujesz dwadzieścia cztery złote godziny. To jedna z niewielu rzeczy na świecie, które dostaje się za darmo. Za wszystkie pieniądze świata nie można kupić ani jednej dodatkowej godziny. Co zrobisz z bezcennym skarbem? Pamiętaj, że musisz go wykorzystać, bo dostajesz go tylko raz. Jeśli zmarnujesz te dwadzieścia cztery godziny, nic i nikt nie odda ci ich z powrotem.
Nicholas Sparks




















LOREM IPSUM DOLOR

Copyright © 2014 Ilunga Blog , Blogger